Dzisiaj wraz z częścią mojej grupy geografów poszliśmy na nasze pierwsze zajęcia. Jak się okazuje niepotrzebnie, bo zajęcia te odbywają się w całości po fińsku, a my mamy mieć jutro spotkanie z nauczycielem żeby opracować dla nas specjalny plan zaliczenia przedmiotu. Ostatecznie wychodzi na to, że będę mieć chyba 2 przedmioty, na których będę mieć normalne zajęcia, a reszta do zaliczenia indywidualnie. To oznacza mniej zajęć ale tak naprawdę więcej pracy – czytania książek, poszukiwania materiałów, opracowywania prezentacji i pisania esejów. W sumie taki tryb studiowania jest tutaj powszechny – fińscy studenci zwykle maja 2-3 prawdziwe przedmioty, tzn. z zajęciami i wykładami, a reszta to studiowanie indywidualne. Jeśli się zastanowić, to w sumie taka jest pierwotna idea studiowania – samodzielność, poszukiwania źródeł wiedzy, własne badania. Nauczyciel jest zawsze dostępny jeśli się go potrzebuje, może coś podpowiedzieć, nakierować, ale tak naprawdę to student jest odpowiedzialny za rozwój swojej wiedzy. Jakże inaczej wygląda to zwykle w Polsce
Tymczasem weszłam w posiadanie kilku zdjęć z imprezy nazywającej się Vulcanalia – o której już zdaje się wspominałam. Impreza odbyła się 5 września. Na początek zostaliśmy zaproszeni przez naszą fińską opiekunkę Laurę na spotkanie gildii Atlas, tzn. klubu skupiającego wszystkich studentów geografii. Było to bardzo sympatyczne spotkanie gdzie mieliśmy okazję poznać fińskich studentów co wbrew pozorom jest tutaj trudne bo zwykle „erazmusi” mają swoje imprezy i trzymają się razem. Po tym spotkaniu udaliśmy się do centrum na Vulcanalia, które przypominają do złudzenia polskie Juwenalia. Przedstawiam wam więc część mojej „geografowej” grupy, osoby na zdjęciu to prawie sami Francuzi/ski oprócz wysokiego kolegi w brązowej bluzie (David z Kanady) i mnie oczywiście. Jak widać jest to dość wesoła grupa