Nowa biblioteka UKW

O nowej bibliotece uniwersyteckiej powiedziano już wiele. Przede
wszystkim wątpliwości wzbudza architektura, kolorystyka, materiały i
wykończenia…Osobiście też nie uważam, żeby ten budynek miał być naszą
nową chlubą, a argumenty, że są brzydsze budynki do mnie nie przemawiają
😉 Ale ten wątek dziś pomińmy ponieważ on wzbudza zbyt wiele
niezdrowych emocji 😉 

Zatem tak prezentuje się biblioteka z zewnątrz.
 

 Pierwsze co mnie rozczarowało to brak parkingu dla rowerów. Albo chociaż
kilku stojaków. Albo chociaż wydzielonego miejsca gdzie można spiąć
koło z ramą i rower zostawić. Nie ma nic. Zero. Po rozmowie z bardzo
miłymi (to absolutnie nie ironia) paniami pracującymi w bibliotece
dowiedziałam się, że stojaki są już zakupione, ale nie ma ich kto
zamontować. Dobre i to, poczekamy. Rower przypinam do najbliższego znaku
i zmierzam do środka. Moją uwagę przyciąga informacja o godzinach
otwarcia. Trochę rozczarowujące godziny, zwłaszcza w weekend. Z drugiej
strony kiedy później zobaczę te pustki w bibliotece zrozumiem, że dłużej
nie warto by obiekt był otwarty, skoro nie ma komu z niego korzystać…

Wchodzę. Punkt obsługi klienta, szatnia (obowiązkowa), winda. Pierwsze
co uderza na korytarzach to wspomniana pustka. Ogromne przestrzenie,
wiele drzwi, kanapy, kwiaty i niemal brak żywej duszy. W pewnym momencie minęłam grupę
uśmiechniętych studentów, ale szybko zorientowałam się, że wracają z
obowiązkowego szkolenia bibliotecznego dla pierwszoroczniaków.

Na pierwszym piętrze jedno spore pomieszczenie zagospodarowane jest na
galerię. Bardzo fajny pomysł, będę chętnie sprawdzać co nowego jest tam
prezentowane. Mam nadzieję, że czasem jest tam więcej osób niż jedna
naraz. 

Po drugiej stronie długiego i szerokiego korytarza znajduje się czytelnia czasopism. Dziś tam nie zaglądałam, ale wygląda w porządku – można popatrzeć przez szybkę 😉

Czas wejść na drugie piętro, na którym znajduje się tak zwana „strefa
wolnego dostępu”. Przyznam, że wiązałam z tym miejscem spore nadzieje. I
chociaż można narzekać na miejscami mało logiczne ustawienie regałów,
komputery pamiętające jeszcze system Windows 95 czy brak możliwości
kserowania na miejscu, to „strefa wolnego dostępu” mnie nie zawiodła.
Cóż, to jest po prostu świetna sprawa i sam fakt, że w tej nowej
bibliotece znalazło się dla niej miejsce jest rewelacyjny 🙂 Dla osób
kochających książki (lub dziedzinę, którą się zajmują) jest to prawdziwy
raj. Chodzi o to by odnaleźć regał grupujący publikacje dotyczące
interesującego nas tematu, a potem wybierać, przebierać, oglądać i
wypożyczać książki prosto z półki. Osobiście nie mogę się już doczekać,
kiedy znów tam będę 😉 

Obowiązkowym elementem każdej takiej strefy są pomieszczenia do cichej nauki – nie mogło ich zabraknąć i tutaj.
Jest też i niespodzianka, coś co w Bydgoszczy nie powinno dziwić – NATO corner 😉 Miejsce gdzie każdy (po okazaniu dowodu) może zapoznać się z wieloma dokumentami, publikacjami, danymi dotyczącymi NATO jako takiego, a także jednostki działającej w Bydgoszczy. Nawet krzesła są tam prawie tak eleganckie jakby zaraz miał na nich przysiąść Obama 😉 W każdym razie w porównaniu do reszty krzeseł w bibliotece 😉
Na koniec jeszcze jedno bardzo ważne pomieszczenie. Zwłaszcza dla tych, którzy oszołomieni możliwościami jakie daje „strefa wolnego dostępu” stracili poczucie czasu. Toaleta. Trochę siermiężna, choć schludna, z wystrojem jak z wczesnych lat 90tych. Wyraźnie komunikująca, że unijnych pieniędzy starczyło tylko na ogromny budynek, a na porządne wykończenie już trzeba było wyłożyć z własnej, uniwersyteckiej kieszeni. 
Ale co ja tam wiem, może tak powinno być. Może nie powinnam się czepiać. Może powinnam też zapomnieć o dziwnej elewacji niepotrzebnie dużego budynku, o napisie „sapere aude” nad głównym wejściem, wyglądającym jakby powstał z literek samoprzylepnych. Najważniejsze, że tego wszystkiego nie widać kiedy siedzi się w „strefie wolnego dostępu”, która wystarczy, że jest 🙂 Będę tam częstym gościem!

Newsletter

Zapisz się do mojego newslettera

* indicates required